20 kwietnia 2022

Jeff Kinney – Dziennik Cwaniaczka. Krótka piłka

 


O całej serii książek o Cwaniaczku pisałam już na blogu. Ten post znajdziecie TUTAJ. Śpieszę jednak z wiadomością, że właśnie wydana została kolejna część „Dziennika Cwaniaczka”, czyli „Krótka piłka”. Autor – Jeff Kinney. Wydawnictwo – Nasza Księgarnia.

Nie ma co ukrywać, ze jestem wielką fanką Grega i tak – ta część mnie również nie zwiodła i tak – czekam na kolejne :] Wracając jednak to „Krótkiej piłki” to główny bohater trafia do drużyny koszykarskiej. Dzieje się oczywiście sporo, bo Greg nie ukrywa, że talentu do sportu to on raczej nie ma… Ale jego mama jest jednak innego zdania :D Mama Grega to chyba jedna z moich ulubionych postaci tych książek i w tej części też dała czadu :D

Dlaczego polecam czytać książki o Cwaniaczku dorosłym? Bo będziecie płakać ze śmiechu… :] Zdarzenia przedstawione w tych książkach są tak prawdziwe i tak z życia myślę niejednego z Was, że na pewno Wam się spodobają. Oczywiście, żeby nie było - nastolatkom też polecam… :] Wiem też, że w przyszłości mojemu synowi też się te książki bardzo spodobają :D



Fragment z książki:

„Podobno pewni ludzie przychodzą na świat ze specjalnymi genami, dzięki którym wymiatają w sporcie. Nie żebym się na znał na biologii czy coś, no ale ja raczej tych genów NIE MAM.

Mama zawsze powtarza, że w zespole każdy jest potrzebny. Cóż, ja najwyraźniej jestem potrzebny do tego, żeby na moim tle POZOSTALI wypadali lepiej.

Dotarłem do takiego punktu w życiu, w którym mogę stwierdzić z pełnym przekonaniem, że nie zostanę zawodowym sportowcem. Dlatego oficjalnie ogłaszam przejście na emeryturę.

Najdziwniejsze jest to, że ja kiedyś naprawdę LUBIŁEM sport. To jednak było w przedszkolu, gdy liczyła się jeszcze DOBRA ZABAWA. Kiedy zacząłem grać w piłkę nożną, nie znałem żadnych zasad, ale inne dzieciaki też nie miały o nich pojęcia. Dlatego przez większość czasu po prostu ROBILIŚMY DYM.

Gdziekolwiek leciała futbolówka, my lecieliśmy za nią. A gdy piłka wyłaniała się na chwilę z kłębowiska ciał i ktoś strzelał gola, WSZYSCY szaleliśmy ze szczęścia.

Nikt nie prowadził punktacji i nigdy nie było wiadomo, która drużyna wygrywa. Rodzice mieli na to wywalone, bo zajmowali się własnymi sprawami.

Sędziowali nam gimnazjaliści, którzy na ogół też nie byli na bieżąco. Nie odgwizdywali przewinień, kiedy piłka wypadała na aut, dlatego nawet nie wiedzieliśmy, że przez połowę czasu biegamy po NIEWŁĄŚCIWYM boisku.

Po meczu zawsze kupowaliśmy sobie śmieciowe żarcie i gazowane napoje. Chociaż nie zawsze czekaliśmy na KONIEC rozgrywki.

Trenerzy nie wrzeszczeli i pilnowali, żeby każdy mógł trafić do bramki. Nic dziwnego, że wszyscy byli zadowoleni.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz