3 listopada 2021

Weronika Umińska – Klejnot z Bizancjum

 


„Klejnot z Biznacjum” to dopiero trzydziesta szósta przeczytana przeze mnie w tym roku książka (mój cel to pięćdziesiąt dwa, czyli tyle ile jest tygodni w roku – to zatem jedna książka tygodniowo) ale już wiem, że jest ona NAJLEPSZA :D Autorką „Klejnotu z Biznacjum” jest Weronika Umińska. Książka została wydana nakładem Wydawnictwa Lucky.

Rzymscy jubilerzy, arystokratka ze Sycylii, polski żołnierz, archeolog z Krakowa – losy tych wszystkich osób łączy jeden element – tytułowy klejnot z Biznacjum, który po raz ostatni widziany był w 1453 roku.


Ta książka mnie totalnie zaskoczyła – na plus oczywiście i szczerze Wam się przyznam, że ja już czekam na kolejne książki Weroniki Umińskiej. „Klejnot z Bizancjum” to bowiem debiut pisarski tej autorki i zdecydowanie wyostrzyła mój apetyt na więcej, znacznie więcej…  Nie chcę Wam za bardzo zdradzać fabuły, bo nie chcę Wam odbierać przyjemności tej książki już od pierwszej jej strony… „Klejnot z Bizancjum” to powieść obyczajowa, w której teraźniejszość łączy się z przeszłością. 

Co mi się najbardziej podobało? Ogromnym atutem jest pomysł na niebanalną fabułę  - jest doskonała – dopracowana w każdym szczególe i naprawdę najbardziej wymagający czytelnicy nie mogą się do niczego przyczepić. Druga kwestia na którą zwróciłam uwagę to język – przepiękna polszczyzna. Tę książkę naprawdę dobrze się czyta. To, co również Was urzeknie to przepięknie ukazane Włochy, a także Kraków! Polecam :D

Wydaje mi się jednak, że promocja tej książki jest zbyt słaba, bo ona naprawdę zasługuje na to, żeby dotrzeć do szerszego grona odbiorców…



Tak zaczyna się ta powieść:

„- Prossima fermata – Spagna – Ambra Azzurri usłyszała zapowiedź najbliższego przystanku, na którym miała wysiąść. Wracała do domu metrem z ostatnich przed jej wielkim dniem zajęć na wydziale historii sztuki rzymskiego uniwersytetu La Sapienza. Wstała z miejsca i trzymając się poręczy, patrzyła na swoje odbicie w szybie drzwi, które miały się za chwilę otworzyć. Przedstawiało atrakcyjną dwudziestopięciolatkę w dżinsach i białej batystowej koszuli z drugiej ręki kupionych za kilka euro na bazarze przy Porta Portese oraz… naszyjniku z opracowanych w formie kaboszonów ametystów, szmaragdów i szafirów oprawionych w 24-karatowe złoto o szacowanej wartości trzech milionów euro. Uśmiechnęła się. Wiedziała, że nie powinna tego robić! Wsiadać do rzymskiego metra z kilkoma milionami na szyi – to nieodpowiedzialne, ale biżuteria jest w końcu po to, by ją nosić, a nie trzymać w sejfie! Zresztą kto by pomyślał, że mogłaby wyjść na miasto z takim majątkiem na szyi? Żaden kieszonkowiec nie wpadłby na to, że tak masywny i rzucający się w oczy naszyjnik jest wykonany z kamieni szlachetnych i litego złota! Samej Ambrze niejednokrotnie zdarzyło się, że ktoś próbował ją okraść z portfela z kilkudziesięcioma euro, kompletnie ignorując miliony w biżuterii, którą miała na sobie. Większość osób bierze tak bogatą biżuterię za sztuczną. Trzeba być prawdziwym znawcą, by rozpoznać oryginał i poznać się na jego wartości.”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz