Nie wiem, jak to możliwe, że ja Wam jeszcze nie przedstawiłam kolejnej książki o przygodach skarpetek autorstwa Justyny Bednarek. Ten czwarty tom jest zatytułowany: „Zielone piórko Zbigniewa. Skarpetki kontratakują!”. Ta książka, jak i poprzednie z tej serii zostały wydane nakładem wydawnictwa Poradnia K.
Na wstępie dla przypomnienia poprzednie książki to: „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych)”, „Nowe przygody skarpetek (jeszcze bardziej niesamowite)” oraz „Banda Czarnej Frotté”.
W tomie „Zielone piórko Zbigniewa. Skarpetki kontratakują!” wraca Pinkerton, którego poznaliśmy w poprzednim tomie. Obecnie Pinkerton nie pełni funkcji skarpetki, ale jest… futerałem na komórkę i bardzo sobie tę pracę ceni :D Jednakże pewnego dnia znika papuga Zbigniew. Zostaje po niej tylko małe zielone piórko na podłodze… Pinkerton rusza do akcji – trzeba się dowiedzieć, co się wydarzyło i gdzie jest papuga.
Książkowe „skarpetki” kochamy miłością totalną. Pomimo, że są to książki przeznaczone dla dzieci wczesnoszkolnych (ta pierwsza trafiła już nawet na listę lektur szkolnych) to spokojnie można je czytać przedszkolakom <3 Co ciekawe, w krakowskim Teatrze Groteska odgrywane są spektakle pod tytułem „Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych) !!! Bardzo chcielibyśmy ten spektakl obejrzeć, ale jest on przeznaczony dla dzieci od 6. roku życia, także musimy jeszcze chwilę poczekać…
Prolog:
„To było w ubiegły wtorek. Oddawałem się właśnie moim ulubionym czynnościom, czyli leżeniu i rozmyślaniu. A rozmyślałem tak:
Naprawdę lepiej być skarpetką niż człowiekiem. Zwłaszcza dziś, gdy – że tak powiem – mam niespodziewany dzień wakacji. Mała Be przez nieuwagę strąciła mnie za łóżko. Leżę więc sobie, zwinięty w zieloną kulkę, i mogę wspominać dawne przygody. Choćby tę, gdy złapałem złodzieja ciasteczek z kawiarni Gwiazdeczka. Oj, było wtedy o mnie głośno… Albo te wszystkie niesamowite przygody, które przeżyliśmy z Bandą Czarnej Frotté. Aż się łza w oku kręci!
Nikt już niczego ode mnie nie chce. Od dawna jestem tylko skromnym futerałem na telefon. Telefon małej Be, ma się rozumieć!
I powiem wam w zaufaniu, że trudno o lepszą fuchę. Prowadzę uregulowany tryb życia, mam stabilne dochody, a przy tym zawsze znajduję się w centrum wydarzeń. Oto prosty przykład: gdy mała Be ustalała z Tatą przez telefon, co kupić Mamie na urodziny, byłem jedyną istotą na ziemi, któ®a znała ich sekret. Albo kiedy moja właścicielka umawiała się z przyjaciółkami „w tym miejscu, co zawsze” – tylko ja wiedziałem, że chodzi o stary śmietnik za domem.
A do tego na skarpetkę, która podejmie się zaszczytnej funkcji ochraniacza telefonu, czekają liczne przyjemności. Gdy nikt nie widzi, przeglądam filmiki na Youtubie albo czytam wiadomości sportowe. A przy tym czuję się potrzebny i kochany. Tak jest, kochany! Bo jeśliby moja właścicielka nie darzyła mnie gorącym uczuciem, to czy przyszyłaby mi guzik w kształcie serduszka?
Tak. Nazywam się Pinkerton, a powinienem się nazywać Pinkerton Szczęślwy.
No. Mam nadzieję, że zorientowaliście się już, kto do was mówi. To ja – zielona skarpetka detektyw. W ubiegły wtorek, kiedy leżałem za łóżkiem, czując wdzięczność do wszechświata i marząc o tym, że już zawsze będzie mi tak leniwie i błogo, nieszczęście spadło na nasz dom niczym grom z jasnego nieba. Popołudniową wtorkową ciszę przerwał rozpaczliwy krzyk małej Be:
- Mamo! Tato! Na pomoc! Zbigniew zniknął!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz