26 listopada 2021

Anna Gorczyca – Straż Graniczna

 


W dzisiejszym poście książka bardzo na czasie, bo dotycząca pracy polskiej Straży Granicznej, czyli „Straż Graniczna” Anny Gorczycy. Książka została wydana nakładem wydawnictwa Muza.

Będzie to chyba bardzo zaskakujące, ale w pierwszej kolejności sięgnęłam po tę książkę ze względu na jej autorkę. Anna Gorczyca mieszka bowiem w Krośnie, a ja właśnie z tego miasta pochodzę :] Niemniej jednak sam temat poruszony przez dziennikarkę jest bardzo ważny. W swojej pracy pogranicznicy narażeni są na ogromne niebezpieczeństwo. Wschodnia granica Polski jest bowiem zarazem granicą Unii Europejskiej, więc tutaj naprawdę sporo się dzieje… Książka jest zatem zbiorem reportaży na temat pracy funkcjonariuszy Straży Granicznej. Obrona granic to nie tylko kwestie dotyczące nielegalnych imigrantów, ale przede wszystkim przemytu różnego rodzaju materiałów… Przytoczonych jest tutaj mnóstwo przykładów z pracy funkcjonariuszy Służby Granicznej, więc czyta się to naprawdę z zapartym tchem J



Fragment z książki:

„To był czwartek 13 września 2007 roku. Pogoda bardziej listopadowa niż wrześniowa. Od kilku dni padało. Było zimno, w nocy temperatura spadła do zaledwie kilku stopni powyżej zera. Pograniczycy z placówki w Ustrzykach Górnych na pasie granicznym spotkali młodą kobietę z małym chłopcem na rękach. Była wyczerpana, zmarznięta, w szoku.

- Chłopaki nie mogli się z nią dogadać. Ale zrozumieli, że na granicy zostały jej dzieci i trzeba po nie iść. Sprowadzili ją na dół, zabrali samochodem do placówki – opowiada Faber.

Kobieta nie potrafiła powiedzieć, gdzie dokładnie są jej córki, jak daleko mogą być od miejsca, w którym znaleziono ją, ale jej słowa postawiły wszystkich na baczność. W placówce zarządzono natychmiastowe poszukiwania.

- To był rejon Wołosatego. Trzeba było iść do góry i przejść wzdłuż granicy – mówi pogranicznik. Zaczął od miejsca, w którym kobietę wsadzono do samochodu. Fabeł był razem z kolegą, ale ten został daleko w tyle. – Biegliśmy z pieskiem cały czas. Gdyby nie on, nie znalazłbym ich. Leżały w zagłębieniu terenu niedaleko słupka numer osiemdziesiąt dwa, przykryte liśćmi paproci. Odsunąłem paprocie, dziewczynki miały otwarte oczy. Te oczy… Pamiętam to spojrzenie do dziś. Mam dwoje dzieci, były w tym samym wieku. Dwie dziewczynki leżały jedna przy drugiej, trzecia leżała na nich. Nie żyły. – Głos Adama Fabera się załamuje.

Dziewczynki znajdowały się nad Wołosatem, w masywie Wołczego Berda, na wzniesieniu o wysokości 1163 m n.p.m.

Faber powiadomił placówkę, że znalazł dzieci. Usłyszał polecenie: „Zostań na miejscu, czekaj na prokuratora”.

- Przykryłem je z powrotem tymi paprociami. Pilnowałem ich. Po kilkudziesięciu minutach dołączył do mnie kolega, było nas dwóch do pilnowania. Siedzieliśmy tam sześć godzin. W międzyczasie pojawili się Ukraińcy, pewnie nasi ich powiadomili. Przyszły ich dwa patrole. W jakim celu? Nie wiem – zastanawia się pogranicznik.

Pamięta, że było bardzo zimno, mżyło, a momentami padało. Marzli. Zastanawiał się, czy nie rozpalić ogniska.

- Nie zrobiliśmy tego. To byłoby jakoś nie tak wobec tych dziewczynek.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz