„Z Hajerem na kraj Indii” (wydawnictwo
Annapurna) to już trzecia książka Mieczysława Bienieka, którą miałam okazję
przeczytać. TUTAJ oraz TUTAJ możecie sprawdzić moje wpisy na temat jego
poprzednich książek…
Mieczysław Bieniek jest typem
gawędziarza – w swoim książkach nie przedstawia zatem po kolei wszystkich
atrakcji turystycznych, które „zaliczył”. W każdym miejscu spotykają go przygody,
które opisuje w taki sposób, że z
niesamowitą przyjemnością się je czyta… Największym minusem tej książki są zdjęcia, a dokładniej
rzecz ujmując – czarno-białe fotografie… Indie to przecież kolory i właśnie
tych kolorów na zdjęciach mi zabrakło.
Fragment ze wstępu autora:
„Indie to miejsce, które od
pierwszego kontaktu albo pokochasz, albo znienawidzisz i nie będziesz chciał
tam więcej wracać. […] Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że im dalej od
centrum i utartych szlaków, tym ciekawszy świat otwierał się przede mną i tym
łatwiej o niespodziewaną przygodę. Taki świat znalazłem na wyspach rozrzuconych
na Oceanie Indyjskim, na pograniczu z Pakistanem, w rejonie Orisy na wschodnim
wybrzeżu czy w górzystych rejonach Indii Wschodnich. Jeszcze ciekawsze klimaty
odkryłem w rzadko odwiedzanych przez turystów sąsiednich krajach, takich jak
Bhutan, Bangladesz czy Sri Lanka. Odwiedzając te kraje, dosłownie miałem
poczucie, jakbym przeniósł się w czasie. Tam życie zatrzymało się tysiąc lat
temu, na polach wciąż króluje radło, a mnisi w klasztorach używają tych samych
symboli i młynków modlitewnych, jakich używali ich poprzednicy.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz