23 maja 2022

Lytton Strachey – Królowa Wiktoria

 


Od dawna interesuję się angielską monarchią, więc z dużą przyjemnością sięgnęłam po książkę „Królowa Wiktoria” autorstwa Lytton Strachey. Książka została wydana nakładem wydawnictwa MG.

Wprawdzie królowa Elżbieta II panuje obecnie już dłużej niż królowa Wiktoria, ale przez długi czas to właśnie królowa Wiktoria była monarchinią z jednym z najdłuższych stażów panowania. Z książki „Królowa Wiktoria” możemy zdecydowanie najwięcej dowiedzieć się o jej charakterze czy sposobie bycia. Od najmłodszych lat przygotowywana była do roli królowej. Można właściwie powiedzieć, że nie znała żadnego innego życia. Przez ponad 60 lat swojego panowania bez żadnych skarg wykonywała swoje obowiązki. Myślą nadrzędną jej wszystkich działań była wielkość i przyszłość kraju. W takim podejściu wydaje mi się być bardzo podobna do królowej Elżbiety II, która również całe swoje życie podporządkowała Koronie.

Duża część książki została również poświęcona mężowi królowej Wiktorii, czyli księciowi Albertowi, a także licznym premierom, doradcom i innym współpracownikom. Moim zdaniem było tego trochę za dużo, bo w pewnym momencie to oni wysunęli się na pierwszy plan… Zabrakło mi także w tej powieści fragmentów dotyczących jej macierzyństwa – jaką byłą matką, ile czasu poświęcała dzieciom i jak znosiła (jeśli w ogóle) trudy macierzyństwa, a musicie wiedzieć, że wraz z Albertem doczekała się dziewięciorga dzieci.


Fragment z książki:

„Na ogół jednak godziny wypoczynku w czynnym życiu Wiktorii wypełniały zainteresowania bardziej przyziemne niż studia literackie lub oglądanie dzieł sztuki. Królowa była nie tylko właścicielką wielkich posiadłości, ale i niezliczonych obiektów wszelkiego rodzaju. Odziedziczyła ogromne ilości mebli, porcelany, sreber stołowych, ozdób i drogocennych przedmiotów; jej własne zakupy, dokonywane w ciągu całego długiego życia, wzbogaciły jeszcze poważnie te kolekcje; a ponadto otrzymywała nieustannie prezenty z wszystkich części świata. Nad całym tym olbrzymim bogactwem sprawowała niesłabnący i dokładny nadzór, co sprawiało jej wielką satysfakcję. Instynkt kolekcjonowania tkwi korzeniami głęboko w naturze ludzkiej; jeśli chodzi o Wiktorię, wypływał, jak się zdaje, z dwóch jej dominujących impulsów: z bardzo głębokiego egotyzmu, który ją zawsze cechował, oraz dążenia, które z wiekiem rozwinęło się niemal w obsesję – dążenia do stabilizacji, do wznoszenia namacalnych barier ochronnych przeciw wszelkim zmianom i spustoszeniom czasu. Kiedy przyglądała się należącym do niej różnorodnym przedmiotom lub bardziej jeszcze – kiedy wybierała sobie jakiś dział, który ją właśnie zainteresował, i rozkoszowała się bogactwem indywidualnych egzemplarzy, widziała jak gdyby siebie samą w niezliczonych odbiciach, siebie samą cudownie uwielokrotnioną – i bardzo ją to cieszyło. Było to bardzo przyjemne uczucie; ale wraz z nim pojawiały się myśli przykre: wszystko kruszy się, niszczy, znika, tłuką się serwisy z sewrskiej porcelany, nawet złote wazy zawieruszają się jakimś niepojętym sposobem, ba! Nawet sam człowiek, ze wszystkimi wspomnieniami i doświadczeniami, które się nań składają, zmienia się, rozkłada, ginie… Ale nie! Nie może tak być i nie będzie! Żadnych zmian i żadnych strat! Nic nie może się zmieniać, ani przeszłość, ani teraźniejszość – a najmniej ona sama! W ten sposób niepoddająca się losom kobieta, chroniąc swoje skarby, całą siłą swojej zdecydowanej woli proklamowała własną nieśmiertelność. Postanowiła nie utracić ani jednego wspomnienia i ani jednej szpilki.

Poleciła, aby nic nie wyrzucać – i polecenie zostało wykonane. […]”



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz