29 kwietnia 2021

Kate Simants - W zamknięciu

 


Sporo thrillerów ostatnio czytam, więc w takim gatunku będzie znowu „książkowa polecajka”.  Ten thriller to „W zamknięciu”, którego autorką jest Kate Simants. Książka została wydana nakładem wydawnictwa Muza.

Główną bohaterką jest 19-letnia Ellie Power, która wydaje się być normalną nastolatką. Właśnie… Wydaje się, ale nie jest… Jej normalne życie to tylko pozory, bo pod osłoną nocy jej alter ego wyzwala w niej nieprzewidywalność, furię oraz ogromną agresję… Jej matka przez wiele lat wypracowała skuteczny, aczkolwiek nieco przerażający sposób ujarzmienia drugiej natury córki – na noc zamyka na klucz drzwi od jej sypialni. Dla ich wspólnego bezpieczeństwa. Pewnego dnia Ellie budzi się i odkrywa, iż zamek w jej pokoju jest wyrwany od środka. Ubrania są ciśnięte w kąt. Dziewczyna jest mocno poturbowana. W nocy musiało stać się coś przerażającego.

Baaardzo polecam Wam tę książkę. Pomimo, że liczy ponad 500 stron to ja nie mogłam się od niej oderwać. Historia jest złożona i wielowymiarowa. Książkę bardzo dobrze się czyta, a zakończenie jest naprawdę niesamowite – nie wpadłam na to, że ta historia w taki sposób się może skończyć i o co w niej tak naprawdę chodziło! Co więcej, „W zamknięciu” porusza temat zaburzeń osobowości oraz traum z dzieciństwa – jest to thriller psychologiczny.

Dlaczego książka ta jest taka dobra? Być może jednym z powodów jest to, iż jej autorka, czyli Kate Simants przez siedem lat pracowała jako dziennikarka śledcza dla Channel 4 i BBC. Specjalizowała się w pracy pod przykrywką. Po odejściu z mediów zaczęła pisać książki, a „W zamknięciu” jest jej literackim debiutem!

Zapraszam Was na także na mój Instagram. Zachęcam Was do wzięcia udziału w wyzwaniu przeczytania 52 książek w ciągu roku… To w sumie tylko jedna książka w tygodniu :]


Prolog:

„Chcesz wiedzieć, co to strach?

Wyobraź sobie, że każdego dnia, gdy się budzisz, ktoś tam jest. Wyobraź sobie, że nawet nie otwierając oczu, wiesz, że ktoś cię obserwuje.

Nie śpiesz się. Pozwól, by umysł oswoił się ze świadomością.

Dziewczyna. O, tam. Nie w korytarzu, nie w drzwiach ani nie przy oknie. Nawet nie po drugiej stronie łóżka.

Bliżej.

Patrzy, a jej oczy bez mrugnięcia wnikają w twoje oczy, choć powieki masz zamknięte. Ruszasz się, a ona na moment umyka. Ale nie znika. Już to wiesz.

W myślach prosisz – tylko nie to. Zaciskasz zęby tak mocno, że wydają zgrzyt. Nie chcesz się bać, ale odczuwasz lęk, tu i teraz, bo ciała nie obchodzi, czy tego sobie życzysz, czy nie. Serce nie pompuje ci teraz krwi, a strzela kulkami łożyskowymi. Otwórz oczy – mówisz sobie.

Wymawiasz jej imię, a ona zastyga. Czujesz, jak to robi, jak czujna sztywnieje ci w żołądku. Jest w tobie. Zawsze jest w tobie i nasłuchuje pod skórą.

Kiedy byłaś mała, lekarze powiedzieli, że to znane schorzenie, że będą mogli ci pomóc. Że ta druga ty, twój sobowtór, ta, która zawsze tam jest, niczym nieproszona wyobrażona przyjaciółka, da się wydobyć na powierzchnię. Że ta dziewczyna, którą czasami się stajesz, jest tam, ponieważ w pewnym momencie życia musiałaś wyłączyć się z rzeczywistości. Jak mówili, musiało wydarzyć się z rzeczywistości. Jak mówili, musiało wydarzyć się coś, co sprawiło, że doznałaś silnej traumy, związanej z jakimś impulsem, jakąś ekscytacją. Nigdy nie doszłaś, co to mogło być. W końcu lekarze się poddali i powiedzieli, że nie powinnaś się jej bać, że można nad nią zapanować, można sobie z nią poradzić, można ją poskromić.

Mylili się.

Czujesz, jak wzbiera. I nie ma znaczenia, że dobrze wiesz, że to nie schorzenie fizyczne, i że to wszystko dzieje się w twojej głowie: kiedy zaczyna z tobą walczyć, boli. A jeśli chcesz, by twoje ciało należało do ciebie, nie do niej, to musisz jej stawić opór.

Teraz nadchodzi napięcie, gęstnienie, puchnięcie szpiku w kościach. Zaciskasz pięści na pościeli, wciskasz pięty w materac. Jest sztywna, wyje w twoich żyłach, wyje w komórkach twojej krwi. Próbujesz krzyknąć, ale głos więźnie ci w gardle, brakuje ci tchu. Jej dłonie tkwią w mokrych głębinach twojego gardła i zaciskają sztywną chrząstkę twojej tchawicy.

I nagle rozpływa się w dymie. Cichnie. Zostajesz sama z chropowatym odgłosem własnego oddechu, a w uszach dudni ci bicie serca. Nawet gdy tętno się uspokaja, wiesz, że ona nie zniknęła. Ona nie znika. Nigdy.

Nauczyłaś się przenigdy nie ufać ciszy, przenigdy nie odpuszczać czujności. Nawet kiedy śpisz.

Zwłaszcza kiedy śpisz.

Chcesz poznać strach?

Strach ma imię.

Nazywa się Siggy.” 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz