2 marca 2020

Stacja końcowa Auschwitz



Kiedyś już Wam wspominałam, że bardzo lubię czytać książki związane z górami oraz thrillery medyczne… Kolejny rodzaj książek po które chętnie sięgam to te związane z byłymi niemieckimi nazistowskimi obozami koncentracyjnymi, głównie: Auschwitz-Birkenau. Dlaczego?

Historie te są wyjątkowo mi „bliskie”, bo w swojej pracy zawodowej przez jakiś czas jeździłam z turystami właśnie do Auschwitz-Birkenau. Rozmawiałam o tym miejscu z ludźmi z całego świata… Wszyscy są wstrząśnięci tym, co się tutaj wydarzyło. Pamiętajmy, że wiedzę tę należy szerzyć dalej – młodszemu pokoleniu. Dla przypomnienia w tym temacie kilka kadrów we wpisie: Auschwitz -Birkenau. 

„Stacja końcowa Auschwitz” (wydawnictwo W.A.B.) to relacja z obozu holenderskiego lekarza psychiatry oraz psychoanalityka żydowskiego pochodzenia. Do Auschwitz trafił w 1943 roku i przebywał tam do czasu wyzwolenia obozu. Po wyjściu z obozu jego specjalizacją w psychiatrii stało się leczenie traum wojennych. Co więcej, jako pierwszy rozpoznał on syndrom poobozowy.

Pomimo tego, że książek dotyczących tematu II wojny światowej, czyli literatury faktu jest na rynku wydawniczym sporo to ja szczerze polecam Wam tę pozycję… Książka ta jest do kupienia w dobrej cenie w księgarni internetowej taniaksiazka.pl.




Na koniec tego wpisu trzy fragmenty z książki Eddy’ego de Wind „Stacja końcowa Auschwitz”:



„Czy widzieliście kiedyś pijaka, który kopie skomlącego psa? Pies skowyczy coraz głośniej i mimo, że mężczyzna jest pijany, to – trafnie – odbiera dźwięki wydawane przez zwierzę jako skargę na swoją brutalność. Nie potrafi jednak poczuć świadomej skruchy, a psie oskarżenie budzi w nim nieprzyjemne uczucia, które próbuje zagłuszyć coraz większą bezwzględnością. Kopie coraz mocniej coraz głośniej skomlącego psa, dopóki nie zakatuje zwierzęcia na śmierć, żeby nie mogło go już dłużej oskarżać.
Esesman też bił coraz mocniej, a dziecko coraz głośniej krzyczało. W końcu Niemiec podniósł je i wrzucił jak worek na ciężarówkę. Wtedy zapadła cisza.”

„[…] Widziałem, jak chwytali małe dzieci za nóżki i rozbijali ich głowy o drzewo albo futrynę drzwi. Taka była wówczas moda. Co roku panuje ponoć wśród esesmanów jakaś inna. Na przykład w czterdziestym roku rozrywali dzieci dosłownie na pół. W czterdziestym pierwszym wciskali twarzyczki dzieci do miski z wodą. Biedaczyska tonęły w wodzie głębokiej na dziesięć centymetrów. Ostatnio esesmani nieco się uspokoili. Obecnie mordują Żydów gazem, obozy to teraz sanatoria w porównaniu z tymi z wcześniejszego okresu, bo teraz Niemcy zabijają ludzi dużo bardziej systematycznie.”

„W jednym z pomieszczeń krematorium stały olbrzymie sterty metalowych puszek – urn z popiołami spalonych Polaków. W przeciwieństwie do Żydów Aryjczyków palono indywidualnie. Na zwłokach kładziono kamienną tabliczkę z numerem więźnia, a jego prochy wsypywano do blaszanej urny. Rodzina otrzymywała zawiadomienie o śmierci i mogła odebrać urnę. Jednak po tych kilku latach w obozie pozostało czterdzieści tysięcy urn, które trzeba było przenieść w inne miejsce.
Mężczyźni stworzyli łańcuch biegnący przez piwnice, w których stały trzy duże piece i rzucali do siebie urny, jakby to były sery albo bochenki chleba. Jeszcze nigdy przez ręce Hansa nie przeszło tak wielu zmarłych. Puszki były zardzewiałe i jeśli któraś z nich upadła na podłogę, prochy się rozsypywały. O im nie przeszkadzało: jeden z chłopaków miał miotłę i zamiatał wszystko na jedną kupę. Któż miałby się jeszcze kiedyś pytać o te prochy?”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz