Kiedyś już Wam wspominałam, że
bardzo lubię czytać książki związane z górami oraz thrillery medyczne… Kolejny rodzaj książek po które chętnie sięgam to te związane z byłymi niemieckimi nazistowskimi obozami
koncentracyjnymi, głównie: Auschwitz-Birkenau. Dlaczego?
Historie te są wyjątkowo mi „bliskie”,
bo w swojej pracy zawodowej przez jakiś czas jeździłam z turystami właśnie do
Auschwitz-Birkenau. Rozmawiałam o tym miejscu z ludźmi z całego świata… Wszyscy
są wstrząśnięci tym, co się tutaj wydarzyło. Pamiętajmy, że wiedzę tę należy szerzyć dalej – młodszemu
pokoleniu. Dla przypomnienia w tym temacie kilka kadrów we wpisie: Auschwitz -Birkenau.
„Stacja końcowa Auschwitz” (wydawnictwo W.A.B.) to relacja z obozu
holenderskiego lekarza psychiatry oraz psychoanalityka żydowskiego
pochodzenia. Do Auschwitz trafił w 1943 roku i przebywał tam do czasu
wyzwolenia obozu. Po wyjściu z obozu jego specjalizacją w psychiatrii stało się
leczenie traum wojennych. Co więcej, jako pierwszy rozpoznał on syndrom
poobozowy.
Pomimo tego, że książek dotyczących
tematu II wojny światowej, czyli literatury faktu jest na rynku wydawniczym sporo to ja szczerze polecam Wam tę
pozycję… Książka ta jest do kupienia w dobrej cenie w księgarni internetowej
taniaksiazka.pl.
Na koniec tego wpisu trzy
fragmenty z książki Eddy’ego de Wind „Stacja końcowa Auschwitz”:
„Czy widzieliście kiedyś pijaka,
który kopie skomlącego psa? Pies skowyczy coraz głośniej i mimo, że mężczyzna
jest pijany, to – trafnie – odbiera dźwięki wydawane przez zwierzę jako skargę
na swoją brutalność. Nie potrafi jednak poczuć świadomej skruchy, a psie
oskarżenie budzi w nim nieprzyjemne uczucia, które próbuje zagłuszyć coraz
większą bezwzględnością. Kopie coraz mocniej coraz głośniej skomlącego psa, dopóki
nie zakatuje zwierzęcia na śmierć, żeby nie mogło go już dłużej oskarżać.
Esesman też bił coraz mocniej, a
dziecko coraz głośniej krzyczało. W końcu Niemiec podniósł je i wrzucił jak
worek na ciężarówkę. Wtedy zapadła cisza.”
„[…] Widziałem, jak chwytali małe
dzieci za nóżki i rozbijali ich głowy o drzewo albo futrynę drzwi. Taka była
wówczas moda. Co roku panuje ponoć wśród esesmanów jakaś inna. Na przykład w
czterdziestym roku rozrywali dzieci dosłownie na pół. W czterdziestym pierwszym
wciskali twarzyczki dzieci do miski z wodą. Biedaczyska tonęły w wodzie
głębokiej na dziesięć centymetrów. Ostatnio esesmani nieco się uspokoili.
Obecnie mordują Żydów gazem, obozy to teraz sanatoria w porównaniu z tymi z
wcześniejszego okresu, bo teraz Niemcy zabijają ludzi dużo bardziej
systematycznie.”
„W jednym z pomieszczeń
krematorium stały olbrzymie sterty metalowych puszek – urn z popiołami
spalonych Polaków. W przeciwieństwie do Żydów Aryjczyków palono indywidualnie.
Na zwłokach kładziono kamienną tabliczkę z numerem więźnia, a jego prochy
wsypywano do blaszanej urny. Rodzina otrzymywała zawiadomienie o śmierci i
mogła odebrać urnę. Jednak po tych kilku latach w obozie pozostało czterdzieści
tysięcy urn, które trzeba było przenieść w inne miejsce.
Mężczyźni stworzyli łańcuch
biegnący przez piwnice, w których stały trzy duże piece i rzucali do siebie
urny, jakby to były sery albo bochenki chleba. Jeszcze nigdy przez ręce Hansa
nie przeszło tak wielu zmarłych. Puszki były zardzewiałe i jeśli któraś z nich
upadła na podłogę, prochy się rozsypywały. O im nie przeszkadzało: jeden z
chłopaków miał miotłę i zamiatał wszystko na jedną kupę. Któż miałby się
jeszcze kiedyś pytać o te prochy?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz