„Masz na imię Camille” to książka
napisana przez polską poetkę i prozaiczkę Agnieszkę Stabro. Powieść została
wydana nakładem wydawnictwa MG.
Kim była Camille Claudel? Francuską rzeźbiarką. Po studiach rozpoczęła pracę u Rodina, z którym miała wieloletni romans. Nie chciał on jednak zostawić dla niej żony. Camille zaszła w ciążę, poroniła i popadła w depresję… Jej stan się pogarszał i wylądowała w szpitalu psychiatrycznym, a rodzina odmówiła jej pomocy.
W swojej książce „Mam na imię Camille” Agnieszka Stabro pokazuje życie artystki w oparciu o fakty, ale również przedstawia niejako swoje własne wyobrażenie na temat tego, jak mogło tak naprawdę wyglądać jej egzystencja…
Fragment z książki:
„Z radością poznawałaś miasto i
wytyczałaś w nim własne ścieżki. Oczyma wyobraźni widzę, jak wymykałaś się z
domu późnymi wieczorami, by wrócić nad ranem, jak uciekałaś wczesnym
popołudniem, by niepostrzeżenie pojawić się, gdy zapadł zmierzch, jak po
wschodzie słońca biegłaś prosto na akademię. Fascynowały się mosty, ciemne
zaułki, małe uliczki, knajpki otwarte do późnego wieczora, w których dyskretnie
podpatrywałaś artystów, przysłuchując się ich rozmowom i nie mając śmiałości,
by do nich dołączyć. Na pewno godzinami snułaś się bez celu po mieście,
podziwiając Łuk Triumfalny, Pałac Inwalidów, przechadzałaś się kilometrami
wzdłuż Sekwany, zapamiętując ruch, zapach, dźwięk miasta. Ponaglana
świadomością uciekającego czasu, którego, jak ci się zdawało, miałaś mniej niż
inni, pragnęłaś go wyprzedzić, chciałaś zapamiętać Paryż na zawsze. Zachodziłaś
do Luwru i do kościołów, patrzyłaś na rzeźby; gdy nikt nie widział, dotykałaś
ich, uczyłaś się rozpoznawania faktury materiału, badałaś rzeźbienia mięśni i
rąk, wykończenia stóp, obserwowałaś napięcie wyrażone w pozycji, sylwetce
ułożeniu ciała.
Po nocnych wyprawach zazwyczaj
udawało ci się wracać, kiedy wszyscy domownicy już spali i nie budząc ich,
ukradkiem wchodziłaś do swojego pokoju. Pewnego razu jednak matka przyłapała
cię w holu. Potrafisz wydobyć z mroków pamięci tamto wspomnienie? Czy twojemu
pojawieniu się mogła towarzyszyć kłótnia?
- Gdzie się znowu włóczyłaś? –
zapytała matka, a jej głos przypominał syk.
- Byłam na spacerze z dziewczętami.
Chciałyśmy się trochę przejść po zajęciach. Musiałyśmy odpocząć – odparłaś
zdecydowanym tonem.
- Odpocząć? – matka szyderczo
wydęła usta. – Niby po czym? Cóż może być ciężkiego w zajmowaniu się sztuką? To
tylko zabawa i dziecinada. A ty w dodatku wypuszczasz się wieczorami,
przynosisz nam wstyd tą całą akademią, a teraz jeszcze to! Jak śmiesz wracać o
tej porze do domu!
Kurczowy uścisk matki,
trzymającej cię za łokieć, zabolał.
- Nie tak mocno, to boli! –
krzyknęłaś.
Słysząc twój podniesiony głos,
Louise przypomniała sobie chwile, gdy wyrywałaś jej z rąk gliniane figurki i
uciekałaś z nimi z domu na wrzosowiska. Najgorsze było wspomnienie sytuacji,
gdy spróbowała pogłaskać cię po głowie tak jak to robił ojciec, a ty
przestraszona cofnęłaś się przed jej dotykiem. Zanim poszła na górę, zamknęła
się w sypialni i wybuchnęła płaczem, zdążyła jeszcze powiedzieć:
- Zobaczysz, ja cię kiedyś zamknę
na zawsze! I już nigdy stamtąd nie wyjdziesz, nigdy nie będziesz rzeźbić!
Czy mogłaś przypuszczać, Camille,
że dochowa obietnicy rzuconej w gniewie, złości, rozgoryczeniu? Czy pomyślałaś
wtedy, że słowa te stanowią zapowiedź twojego przyszłego losu czy jak matka,
zamknęłaś się w pokoju i wtuliłaś zapłakaną twarz w poduszkę?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz